Mieszkali w mieście od zawsze, żaden z nich nigdy nie miał wcześniej domu z ogrodem. To było ich marzenie. Wyobrażali sobie jak co rano piją kawę na tarasie, jak w długie letnie wieczory rozmawiają na ławce przed domem, jak zapraszają znajomych na przyjęcia na świeżym powietrzu. Na początku mieli nawet pomysł, żeby wziąć kredyt i kupić dom w jednym z tych modnych podmiejskich miasteczek. Wielu ich znajomych tak zrobiło. Okazało się, że to nie jest taka sielanka, jakby sobie można było wyobrażać. Nikt nie miał czasu na kawę na tarasie, bo trzeba było się spieszyć do pracy, do której dojazd to było jedno wielkie stanie w korku. Do tego dochodziło zawożenie dzieci do szkół, a później na różne zajęcia. Więcej czasu spędzali w samochodzie niż we własnym ogrodzie.
Karolina i Mirek postanowili wyciągnąć z tego wnioski i nie popełniać ich błędów. Postanowili zrealizować marzenie o własnym kawałku ziemi po swojemu i kupili działkę pod miastem. Domek był niewielki, ale całkowicie wystarczający na potrzeby weekendowe. Niedaleko było jezioro. Poprzedni właściciel sprzedawał domek z całym wyposażeniem, z meblami i akcesoriami kuchennymi i ogrodowymi, był też oprysk na komary i mszyce.
W tym momencie młodzi ludzie zaczęli sobie uświadamiać, że jest wiele rzeczy, których nie mają pojęcia. Na przykład jak często kosić trawnik. Albo jak walczyć ze szkodnikami. Nie znali się na nawozach, ani na tym co rośnie o jakiej porze roku. Nie chcieli specjalnie zajmować się pieleniem grządek, to miała być ich odskocznia, a nie praca. Ale na działce było kilka drzewek owocowych i nie chcieli ich wycinać. Własne owoce to skarb. Zaczęli się interesować tym jak dbać o drzewka i nawet nie zauważyli, kiedy ich to wciągnęło. Dowiadywali się jak należy przycinać gałęzie, jaki stosować oprysk na komary i mszyce. Nie chcieli, żeby szkodniki zniwelowały skutki ich ciężkiej pracy i zniszczyły ich drzewka. Planowali zaprosić gości na pierwsze garden party, a najlepszą nawet zabawę może zepsuć konieczność uganiania się za komarami.
